sobota, 30 kwietnia 2016

PO CO NAM INTERNETOWY FEJM?

Przychodzę dziś do Was z dość nietypowym wpisem. Nietypowym, bo coś takiego do tej pory nie pojawiało się na moim blogu, chociaż w założeniu miało. Odeszłam trochę od moich planów, ale już wracam i to ze zdwojoną siłą. 
Przyznaję się od razu, że wpis ten powstaje w oparciu o ten - klik. W komentarzu nie zmieściłam wszystkiego, co chciałam powiedzieć na ten temat i postanowiłam odpowiedzieć z ten sposób. Stąd taki sam tytuł posta. Dlatego też prosiłabym Was o przeczytanie najpierw tamtego wpisu, a potem dopiero mojego.

Fejmy?


Pamiętam jak kiedyś, kiedy dopiero zaczynałam korzystać z internetu, ogromną popularność zdobyło Ask.fm. Nie były to jakieś zamierzchłe czasy, bo datowałabym to mniej więcej na końcówkę podstawówki, może początek gimnazjum, czyli może jakieś 6-7 lat temu. W każdym razie na takim Asku były osoby, które z jakiegoś powodu były okrutnie popularne. Dostawały masę pytań, jakieś znaczki, ordery czy cokolwiek to było (pamiętam tylko, że za to płaciło się przez smsa i można było właśnie komuś podarować z taki sposób). Teraz zupełnie tego nie rozumiem, bo przecież te wszystkie fejmy nie robiły nic poza byciem na Asku. Nic, naprawdę! Nie przypominam sobie, żeby ktokolwiek z tych popularnych osób prowadził bloga, kanał na YouTube, czy udzielał się w jakikolwiek inny sposób. Oni tylko odpowiadali na pytania, czasem wrzucali swoje zdjęcia, a sieć ich obserwatorów rosła i rosła. Jak mówię, teraz tego nie rozumiem, ale wtedy bardzo chciałam coś takiego osiągnąć.
I w sumie to po części mi się to udało. Trochę później, bo już kiedy byłam w drugiej, może trzeciej gimnazjum, rozpoczęła się era Photobloga. Sytuacja wyglądała podobnie jak z Askiem, z tym, że tym razem postanowiłam dołączyć do tego wyścigu szczurów. Założyłam anonimowego Photobloga, który miał jakieś 2500-3000 obserwatorów. Sama nie wiem czy na dzisiejsze realia to dużo, ale wtedy byłam z siebie strasznie dumna. Prowadziłam moją stronę przez jakiś czas, do momentu, w którym poczułam, że robię coś złego. Nie chcę tutaj o tym opowiadać, ale wywierałam okropnie zły wpływ na moich obserwatorów. W tym momencie usunęłam Photobloga i już nigdy do niego nie wróciłam. 

Kiedy przestać?


Po co Wam o tym mówię? Otóż w poście, który podlinkowałam Wam na górze (i który mam nadzieję, że jest przeczytany!) jest mowa o Essenie O'Neill. To bodajże modelka, śliczna i bardzo popularna w Internecie. Tak przynajmniej było, dopóki nie postanowiła rzucić tego wszystkiego. Essena odeszła od Internetu, skasowała swoje Social Media, o czym mówi w tym filmie:


Czy Essena zrobiła dobrze, wycofując się z tego "biznesu"? Pewnie tylko ona mogłaby Wam na to odpowiedzieć. Ja mogę tylko powiedzieć, że ją po części podziwiam. Mieć wszystko, o czym marzy 90% osób, które próbują w jakiś sposób udzielać się w Internecie i tak po prostu z tego zrezygnować? Zawieźć swoich obserwatorów? 
Tak, jeśli to uczyni nas szczęśliwszymi. Essena mówi o tym, czym tak naprawdę są te wszystkie obserwacje i lajki, do których wszyscy tak dążymy. To liczby. Odpowiedź jest szalenie prosta. To tylko liczby, które nie powinny za żadne skarby decydować o naszym szczęściu. W filmie można też usłyszeć, że Essena miała styczność z osobami dużo bardziej popularnymi od niej i wiecie co? Wiele z nich było w depresji i uśmiechało się tylko w momencie, kiedy robiło zdjęcie na Instagram. Należałoby zastanowić się chwilę, czy kilka, albo i kilka tysięcy lajków jest tego warte. 

Wychodzę teraz na bardzo krytyczną, ale tak nie jest. Sama działam w Social Mediach, prowadzę bloga, Facebooka, Instagram, czasem Tumblra. Jestem raczej aktywna w Internecie, bo z tym wiążą się moje pasje. Liczę się też z tym, że praktycznie każdy w jakimś stopniu żyje Internetem. I nie ma w tym nic złego! Wystarczy wiedzieć gdzie stoi granica i nie przekraczać jej. Nie ma niczego złego w dodawaniu filtra na zdjęcie, bo każdy chce być odbierany jako ładniejszy, szczuplejszy i Bóg wie jeszcze jaki. Naprawdę, to jest okej. Problem pojawia się wtedy, gdy naszym celem w życiu staje się liczba lajków, a znajomymi obserwatorzy. 
Post kieruję głównie do osób, które w jakiś sposób udzielają się w Internecie. Obejrzyjcie film Esseny i weźcie sobie do serca to, co mówi. Trzeba znać granice i wiedzieć kiedy się wycofać.


      

4 komentarze:

  1. Trzeba mieć granicę i nie wolno popadać w skrajności. Z resztą co tak naprawdę oznacza bycie "fejmem" w sieci? Nie rozumiem postawy wielu osób po obu stronach. Niestety na bycie autorytetem trzeba sobie, w teorii, zasłużyć czymś innym niż samymi cyframi, a dziś wielu twórców YouTube za takowych uchodzi mimo, nieraz, znikomej wartości ich twórczości (Zagrajmy w). Dlaczego? Bo w jakiś pokrętny sposób zdobyli popularność? Fakt, są wyjątki, i to bardzo pozytywne wyjątki, ale sytuacja staje się wyjątkowo niezdrowa.

    A z perspektywy samych twórców - chylę czoła Esennie za... ludzką reakcję. Po prostu. Warto słać w świat dalej, może nawet to coś zmieni.

    http://realitedelalegende.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Akurat co do Zagrajmy w nie mogę się zgodzić, bo sama oglądam takie filmy ;). Jednak pod innymi względami masz całkowitą rację.

      Usuń
    2. Nie przeczę, że można to lubić i mieć z tego przyjemność, ale uznawanie większości z najsłynniejszych "zagrajmerów" (piję do polskiej sceny) za autorytety... To uznaję za nierozsądne. ;)

      Usuń
    3. To akurat prawda, trzeba rozróżniać czystą rozrywkę od wzoru do naśladowania ;).

      Usuń