niedziela, 16 lipca 2017

Najtragiczniejsza love-hate relationship w moim życiu, czyli "Klątwa tygrysa, tom I" Colleen Houck

Post zawiera spojlery!

Witam. Nie było mnie tu rok, może więcej, na co nie mam zupełnie żadnego usprawiedliwienia. Powiedzmy, że wracam jak syn marnotrawny i szczerze liczę na to, że znajdzie się ktokolwiek, kto będzie chciał przeczytać to, czym chcę się z Wami podzielić. 

Skończyłam dziś czytać pierwszy tom "Klątwy Tygrysa" Colleen Houck i od momentu, w którym odłożyłam książkę, ta historia tak bardzo nie daje mi spokoju, że muszę przelać gdzieś moje myśli. Autentycznie od kilku godzin przechodzę tylko jednego kąta w moim pokoju do drugiego i myślę o tej książce. Najdziwniejsze jest to, że wcale nie jest tak, że jestem nią tak bardzo zachwycona (chociaż po części również), ale o to ile rzeczy bym w niej zmieniła. Mam z tą powieścią typowe love-hate relationship.

Ale może od początku - o czym jest "Klątwa tygrysa"? Postaram się szybko ją streścić dla tych, którzy nie mieli z nią styczności. Kelsey (aka głupia parówa) ma osiemnaście lat i bardzo chce iść na studia, ale najpierw musi sobie na nie zarobić. Znajduje więc pracę w cyrku. Ma tam przez dwa tygodnie sprzątać śmieci, sprzedawać bilety i karmić zwierzęta, między innymi tygrysa. Tygrys ten, Dihren, jest kluczowy w tej opowieści, bo - uwaga - tak naprawdę jest zaklętym indyjskim księciem. Ktoś miał fantazję, no nie? W każdym bądź razie Kelsey polubiła Rena-tygrysa i podczas tej swojej pracy w cyrku przychodzi do niego i czyta mu "Romeo i Julię". Tygrys zauważa, że coś jest w tej dziewczynie, dzięki czemu odnajduje w sobie człowieczeństwo i jest w stanie zamieniać się z indyjskiego przystojniaka, ale - uwaga po raz drugi - tylko na dwadzieścia cztery minuty dziennie. Potem okazuje się, że Kelsey jest jedyną osobą na świecie, która może złamać tą klątwę i sprawić, że Ren i jego brat (bo swoją drogą, Ren ma brata, złodzieja kobiet, który w tym momencie jeszcze prawdopodobnie hasa sobie po dżungli) będą znów ludźmi. Trzystuletni mężczyzna, przyjaciel rodziny królewskiej, kupuje tygrysa od właściciela cyrku i nakłania Kelsey, żeby pojechała z nim do Indii. Tam dowiaduje się całej prawdy o klątwie i postanawia pomóc braciom. W międzyczasie oczywiście bohaterowie zakochują się w sobie.

Dlaczego główna bohaterka jest głupią parówą i jednocześnie największą wadą tej powieści?
Powód pierwszy: zachowuje się jak Bella Swan ze "Zmierzchu" albo Anastasia z "50 twarzy Greya". W zasadzie to zrozumiałe, bo "Klątwa tygrysa" jest jakby nie patrzeć fanfiction "Zmierzchu" (historia jest taka, że autorka napisała to w oparciu o "Zmierzch" właśnie, ale nikt nie chciał tego wydać, więc zainwestowała własne pieniądze, żeby jej powieść ujrzała światło dzienne, co bardzo jej się opłaciło, bo to podobno hit), ale to nie zmienia faktu, że ja takiego typu bohaterek nie lubię. Kelsey to taka niezdecydowana, bezbronna ciepła klucha, która czeka tylko aż jej bohater przyjdzie i ją ocali.W dodatku tą laską trzeba się cały czas opiekować, żeby przypadkiem nie zrobiła sobie krzywdy (bo faktycznie, kiedy spuści się ją z oka na pięć sekund, to albo przewraca się gdzieś, albo atakują ją małpy-wampiry).
Powód drugi: kiedy Ren po raz setny przybywa, by ją uratować, ta jest strasznie niewdzięczna. Serio, jakby mi ktoś uratował życie (w szczególności przystojny indyjski książę), to całowałbym go po butach (w tym wypadku po nagich stopach, bo Ren rzadko nosił buty). Kelsey za to zamiast rzucić się w ramiona swojego Supermana, ciągle na niego krzyczy, a w końcu idzie na randkę z jego bratem. 
Powód trzeci: laska działa tak irracjonalnie, że momentami brakowało mi do niej sił. Mówię tu szczególnie o ostatnich kilku rozdziałach. Kelsey stwierdziła, że z jakiegoś powodu nie chce być z Renem i postanowiła go rzucić (chociaż de facto nie byli razem). Teraz, jak to piszę, to wydaje mi się strasznie błahy powód, ale podczas lektury byłam strasznie sfrustrowana. Dziewczyno, za kogo ty się masz, żeby odrzucać względy księcia? Był jeszcze wątek brata Rena, którego udaje im się odnaleźć w dżungli i, kiedy tylko Kelsey go poznaje, postanawia opowiedzieć mu całą historię przygód swoich i Rena, chociaż zupełnie nie zna tego typa. Jej zaufanie do niego jest jeszcze bardziej bez sensu, kiedy przypominamy sobie, że brat Rena jest zdrajcą, który tak naprawdę jest powodem, przez który pojawiła się cała klątwa. 
Powód czwarty: narracja pierwszoosobowa. Fakt, że przez całe czterysta stron siedzi się w głowie głównej bohaterki sprawia, że Kelsey jest jeszcze trudniejsza do zniesienia. Przez to też "Klątwa tygrysa" jeszcze bardziej przypomina "Zmierzch". 

Podczas lektury od razu widać, że Colleen Houck pisała fanfiction. Kelsey jest bezbronną, nieśmiałą i zakochaną Bellą, a Ren jest przystojnym, bogatym i nieśmiertelnym Edwardem. Zauważyłam te powiązania jeszcze zanim dowiedziałam się, jak powstała ta książka, więc zaufajcie mi, że bardzo to widać. Czy to źle? Co kto woli. Ja uważam, że sam pomysł na fabułę jest dobry, nawet bardzo, ale na miejscu autorki nie próbowałabym być kolejną Mayer. Gdzieś tam czuję, że to zmarnowany potencjał. 

Zaczęłam co prawda od wad, ale to nie jest tak, że "Klątwa tygrysa" jest złą książką. Absolutnie nie. Kiedy przeczytałam ostatnią stronę momentalnie pożałowałam, że dziś jest niedziela i biblioteka jest zamknięta, bo miałam ochotę pobiec po tom drugi. Potem, jak już mówiłam, długo myślałam o tej książce, a gdyby naprawdę była zła, z pewnością nie wciągnęłaby mnie do tego stopnia. W dodatku wywołała we mnie takie emocje, jak nic, co ostatnio czytałam. Wiele razy miałam ochotę rzucić ją na podłogę ze złości i wiele razy zalałam się łzami podczas czytania. Być może to przez to, że mój kalendarzyk wskazuje, że do rozpoczęcia okresu zostało mi zaledwie kilka dni, nie wiem. 
Akcja była wartka, wszystko działo się na tyle szybko i dynamicznie, że nie sposób było się nudzić podczas czytania. Zarówno opisy, jak i dialogi były napisane (moim zdaniem) dobrze i czytało się naprawdę przyjemnie. W dodatku autorka ma ten dar wciągnięcia czytelnika w historię, czego w sumie nie widuje się tak często. 
Sama nie wiem dlaczego mimo wielu wad ta książka tak bardzo mi się spodobała. Może ktoś z Was czytał "Klątwę tygrysa"? Koniecznie dajcie znać.

To wszystko ode mnie na dziś i do napisania wkrótce!