sobota, 5 maja 2018

Nie zmoknij! - Analiza The Rain, nowego hitu Netflixa

Nie da się ukryć, że reklamy The Rain pojawiają się wszędzie. Muszę też przyznać, że zwiastun, który widziałam kilka dni temu bardzo przypadł mi do gustu i nie mogłam się doczekać momentu, w którym serial pojawi się na Netflixie. Co prawda nie pokazał on niczego, czego nie widziałabym wcześniej (apokalipsa jak apokalipsa, nawet pokazali scenę z przeroconym tirem na autostradzie), ale motyw toksycznego deszczu wydał mi się niesamowicie intrygujący.
Mając dosyć wysokie oczekiwania postanowiłam oglądać The Rain i komentować go "na żywo", odcinek po odcinku. Mamy przed sobą długie 6 godzin, więc startujmy!



Odcinek 1
Zaczynamy z grubej rury. Poznajemy bohaterów gdy cała apokalipsa się zaczyna. Mamy Simone, jej brata Rasmusa (którzy jak rozumiem mają być głównymi bohaterami) i ich rodziców. Głowa rodziny jest chyba jakimś naukowcem i mogę się założyć, że ma coś wspólnego z tym całym deszczem.
Dzieci są w jakimś dziwnym schronie razem z matką, bo ojciec musiał iść ratować świat. Teraz jestem pewna na sto procent, że to on majstrował przy pogodzie.
Nie minęła 1/3 odcinka, a ja powoli tracę entuzjazm. Bohaterowie to kompletni debile. Ktoś właśnie zapukał do drzwi ich schronu, więc radośnie poszli otworzyć, chociaż wiedzieli, że pada zabójczy deszcz. Ach, no i matka zginęła, co w ogóle mnie nie zdziwiło. Nie mówię, że nie mogła tego inaczej rozegrać, bo zamiast rzucać się całym ciałem na mężczyznę, który przyszedł ich odwiedzić i który próbował wyciągnąć jej Rasmusa na powierzchnię, mogła po prostu złapać chłopaka za koszulkę i wciągnąć do środka, ale nadal jej śmierć zupełnie mnie nie dziwi.
No dobra, teraz Simone postanowiła zostawić brata samego i iść poszukać ojca. Czy oni naprawdę nie mogą siedzieć na tyłkach i czekać, skoro mają super schron z jedzeniem i tabletami?
Cofam to, jednak nie poszła i spędzili sześć lat w tym schronie. Z Rasmusa zrobił się przystojniaczek, swoją drogą.
Pod koniec odcinka Simone jednak wyszła, żeby przekonać się, że świat się generalnie skończył, a jakieś podejrzane typy odcieły im powietrze w schronie (bo z jakiegoś powodu wiedzą jak to zrobić), żeby wywabić ich ze schronu.

Odcinek 2

Najgłupsze dialogi, cześć pierwsza:
-Co tam masz, Per?
-Peryskop. Jak moje imię. Per-yskop. Zabawne, prawda?
-To kalejdoskop, idioto.
-Czyli nie zabawne?

Rasmus (w samej bieliźnie) i Simone zostali zamknięci w jakimś pomieszczeniu, a podejrzane typy przeszukały ich schron. Na szczęście Simone to spryciula i powiedziała liderowi grupy, że wie gdzie jest jedzenie, dzięki czemu pozwolili im iść ze sobą.
W międzyczasie jakąś kobieta z dzieckiem weszła sobie na kozaku do jakiejś zakazanej strefy, której miała pilnować jakaś łamaga. Cóż, najwidoczniej w realiach tego serialu do pilnowania zakazanych stref wyznacza się pojedyncze osoby, które nie potrafią wykonać jednego zadania.
Chciałabym zatrzymać się na chwilę i zwrócić uwagę na relacje między rodzeństwem. Simone i Rasmus (w samej bieliźnie) najpierw spali na łyżeczkę, a potem szli za rękę. Nie chcę się tym sugerować, bo wolałabym uniknąć wątku kazirodczego.
Potem przez większość odcinka tylko idą. Przed samym bunkrem, do którego cały czas szli Rasmus wpada w kałużę i już prawie go zabijają, ale na szczęście okazuje się, że miał wodoodporne buty. Simone z kolei zachowuje się jak kozak, jakby żyła przez ten cały czas na zewnątrz, a nie w bezpiecznym bunkrze. Cała grupa trochę się kłóci, trochę zaczyna sobie ufać, a rodzeństwo bardzo szybko z przewodników-zakładników staje się przyjaciółmi towarzyszy podróży.
Simone weszła do łazienki, kiedy Rasmus się mył i stał w samym ręczniku. Ja nic nie sugeruje...
Znajdują wiadomość od szefa ich ojca i postanawiają udać się do Szwecji.


Odcinek 3
Fabuła jest przeplatana retrospekcjami, które pokazują historię naszej grupy podróżników. Mamy Beatrice, Leę i Jena (który wygląda jak Napoleon Dynamite), którzy trzymali się razem i lidera grupy i jego przydupasa (których imion nie byłam w stanie jeszcze zapamiętać), czyli drugą drużynę. Lider i ten drugi widocznie uznali, że groźby to najlepszy sposób na znajdowanie znajomych, bo tak też poznali tą drugą grupę.
Simone i Rasmus odchodzą szukać taty, a reszta grupy szybko do nich dołącza, bo w sumie to nie mają nic lepszego do roboty.

Najgłupsze dialogi, cześć druga:
-To hasz
-Nie, to gówno.
-Mówię, ci ze hasz.
-Gówno ma 6 lat.
-Mozna to zjeść.
-Lubisz gówno? 

Związki z tym serialu to niezła telenowela: Simone leci na lidera, ale lider woli Beatrice. Nie wiadomo o co chodzi Beatrice, bo w sumie trochę lubi Rasmusa, ale śpi z liderem i obiecuje mu, że pójdzie z nim na randkę jak apokalipsa się skończy. Tylko Lea i Napoleon tworzą normalny związek.
Grupa się rozdziela, a Simone spotyka małego chłopca, z którym chowa się przed deszczem. Pojawia się ojciec chłopca, który bez powodu krzyczy na Simone. Ich relacje się trochę poprawiają jak zaczynają rozmawiać. Niestety wychodzi na jaw, że dziewczyna ma mózg z waty. Kiedy chce wyjść z ukrycia ojciec chłopca ostrzega ją, że nie ma tam ludzi, a tylko zwierzęta, na co ona mówi "Jak to? Przecież widziałam tam ludzi!". Kto by się spodziewał, wyjście nie było takim dobrym pomysłem, bo zostają zaatakowani przez lokalsów i nowi znajomi Simone giną. Ona za to zamiast im pomóc, ucieka.
Przy okazji Rasmus zostaje dźgnięty nożem, bo Simone jak skończona idiotka wygaduje się, że mają jedzenie w schronie. Nie wiem jakim cudem ta dziewczyna jeszcze żyje. Chociaż wiem - głupi ma zawsze szczęście. Z tego samego powodu akurat dowiadują się, że w pobliżu jest lekarka, która może pomóc Rasmusowi. Co za zbieg okoliczności...
Lider i jego przydupas znajdują dziwne urządzenie, które pokazuje im mapę strefy kwarantanny. Zauważają, że widać tam mur i dochodzą do wniosku, że za nim musi być życie. Stwierdzają, że tam pójdą w takim razie jak już znajdą lekarza dla Rasmusa.

Odcinek 4
W jednej z retrospekcji widzimy sceny z życia Jena. Któregoś dnia spotkał głuchoniemą dziewczynkę, która najwidoczniej ma niesamowity dar przekonywania, bo scena jej, kiedy prosiła Jena, żeby został z nią i jej rodziną wyglądała mniej więcej tak:
Głuchoniema: Zostań.
Jen: Nie mogę, muszę iść.
Głuchoniema: No zostań, plz.
Jen: No ok.
W końcu docierają do tej lekarki i od razu widać, że coś jest z nią nią tak. Najpierw kazała im spadać i groziła im bronią, a jak już udało im się ja przekonać, żeby jej pomogli, mówi, że ona zawsze stara się pomóc każdemu, kto tego potrzebuje. Celując w nich z pistoletu? Super pomoc.
Niedługo potem okazuje się, że miałam rację, że lekarka jest zła, bo pod pretekstem zrobienia Rasmusowi zastrzyku na tężec zabiera jego i Simone do schronu, gdzie próbuje ich zabić. Zdenerwowała się, bo deszcz, który stworzył ich ojciec (wiedziałam!) zabił jej dzieci. W końcu jednak lider wkracza i zabija lekarkę, więc wszystko kończy się prawie dobrze. Absurdalne jest tylko to, że  zaraz po tym jak brzuch Rasmusa zostaje zszyty, ten może sobie swobodnie biegać. Chyba nie tak działa ludzki organizm, ale co ja tam wiem.
No prawie, bo pojawił się wątek Jena, pana z tatuażem i jego kolegów. Wcześniej widzimy jak zabijają ojca głuchoniemej na jej oczach. Warto w ogóle zwrócić uwagę na tą grupę, bo kiedy przyszli i zapytali ojca czy jest sam, a gdy odpowiedział, że tak, postanowili uwierzyć mu na słowo i nie sprawdzić terenu. Bardzo sprytnie. Jen w tym czasie tak bardzo uciszał swoją głuchą koleżankę, że ją udusił. Podejrzewam, że to miała być scena do płakania, ale niestety przez to, że rozwój relacji tej dwójki został pokazany w jakieś dwie minuty, nie dało się do nich wystarczająco przywiązać. Z resztą błagam, on ją uciszył na śmierć (Niech zamilknie na wieki). Teraz Jen rzuca się na tego z tatuażem i strzela do niego w ramach zemsty. Szkoda tylko, że zapomina potem uciekać i ginie z rąk jego kolegów. Cóż, Jen też jest debilem i teraz wszyscy są smutni.


Odcinek 5
Mam wrażenie, że Lea szybko pocieszy się po śmierci Jena, bo już wpada w ramiona przydupasa-awanturnika. Nie chcę jej oceniać za szybko, ale do tej pory wszystkie moje przypuszczenia się sprawdziły, więc kto wie?
Jak zwykle w odpowiedniej chwili znaleźli się odpowiedni, chętni do pomocy ludzie. Szkoda, że to najbardziej sztampowy przykład sekty. Czekam tylko aż dadzą im takie same piżamki, w które wszyscy byli ubrani. Albo nakarmią ich ludzkim mięsem.
Coś tu nie gra. Ci ludzie jedzą warzywa, które wychowali na wodzie z toksycznego deszczu. A teraz każą im się myć z wodzie, która na sto procent jest deszczówką.
Nie pomyliłam się co do piżamek, a ci ludzie są niepoważni, bo ufają tej sekcie. Oni nie dość, że ubierają się tak samo, to jeszcze co miesiąc jedzą posiłek w ciszy, a nie ma nic gorszego, niż siedzenie przy stole bez rozmowy. Mam nadzieję, że się co do niej nie pomyliłam, bo chcę, żeby te głąby dostały za swoje.
Poznajemy teraz trochę historii Lei, która pomimo zakazu religijnej matki idzie na imprezę, gdzie znajomi odrzucają jej coś do drinka, a jeden z nich ją gwałci. Nie chcę się za bardzo rozwodzić na tym jak okropne jest to, co ją spotkało i jak potraktowała ją matka, więc powiem tylko, że to, że Lea i jej mama pokłóciły się zaraz przed deszczem jest kolejną bardzo przewidywalną rzeczą w The Rain. Szkoda tylko, że Lea będzie teraz przekonana, że to ona zabiła wszystkich.
Wracając do kazirodczego związku między Simone, a Rasmusem, to chłopak właśnie zapytał jej czy chce spróbować seksu. Dwa razy.
Najgłupsze dialogi, cześć trzecia:
-Zabiłam moją matkę! Ty też kogoś straciłaś?
-Córkę i wnuczkę.
-Gdzie one są?
Litości, miałam rację po raz kolejny. Sekta właśnie nakarmiła swoich gości ludzkim mięsem. Niewiarygodne jakie to wszystko jest przewidywalne.

Odcinek 6
Właśnie skasowało mi się wszystko, co napisałam o tym odcinku, więc streszczę wam szybko co się stało.
Wszyscy uciekli od ludzi z sekty, a Rasmus udawał, że jego rana jest zainfekowana, żeby móc sobie pobaraszkować z Beatrice. I w zasadzie mu się udało, ale spadła na nią kropla deszczu. W tym samym czasie Patrick chciał pocałować Simone, ale ona za bardzo nie chciała, więc popchnął ją na deszcz. Za nią poszła Lea, żeby pokazać, że woda nie jest toksyczny i chyba faktycznie nie była. Przynajmniej nie dla wszystkich, bo Beatrice umarła. Za to nic się nie stało Simone, Lei i Martinowi, który też wesoło wyskoczył na deszcz. W końcu Martin wyrzucił Patricka ze schronu za to, że był dupkiem i próbował zabić Simone. Trochę szkoda, ale w sumie dobrze mu tak.

Odcinek 7
Rasmus wraca jak syn marnotrawny do towarzyszy, ale oni nie chcą pomóc mu z martwą Beatrice, więc ten ucieka. Szybko łapią go ludzie z Apollona, którzy odkrywają, że chłopak jest odporny na truciznę. Reszta oczywiście postanawia go poszukać.
W tym momencie chciałabym zcharakteryzować po krótce bohaterów, którzy są tak płascy, że nie będzie z tym problemu.
Simone - udaje badassa, ale nie zawsze jej to wychodzi, bo ma mózg z waty.
Rasmus - młody, głupiutki, przystojny, ale tego nieświadomy.
Lea - głęboko wierząca, naiwna.
Beatrice - ufa wszystkim, nie rozumie własnych uczuć.
Martin - lider. Twardy, nie ufa nikomu.
Patrick - badass z trudną przeszłością.
Jen aka Napoleon Dynamite - już zapomniałam, że był ktoś taki. Przygłup.
Wracając do fabuły...
Patrick daje się złapać Apollonowi, a Rasmus już w sumie tylko chce się zabić, tylko wszystko i wszyscy mu to utrudniają. Jednak w końcu stawia na swoim i wstrzykuje sobie wirusa, ale oczywiście nie umiera, bo przecież jest odporny. Niech już go wezmą do laboratorium i zrobią te szczepionki, błagam.
Martin i Patrick się godzą (oczywiście).
Najgłupsze dialogi, cześć czwarta:
-Przyszliśmy tylko po Rasmusa, Patrick.
-Martin, żartujesz?!
-Tak, haha.
Apollon zabiera Rasmusa do laboratorium. Czekam teraz tylko na spotkanie z ojcem, który bez wątpienia nadal żyje.


Odcinek 8
Dobra, ostatni odcinek. Powiem szczerze, że chce, żeby to się już skończyło, więc cieszę się, że The Rain ma tylko osiem odcinków. Obejrzę to do końca tylko dlatego, że podjęłam się pisania recenzji i zamówiłam sobie jedzenie do serialu. Lecimy z tematem.
Rasmus od samego początku zachowuje się jak rozpieszczony bachory, który się obraża, bo ludzie każą mu żyć, żeby mogli ocalić ludzkość. Biedny Rasmus!
Zgodnie z moimi przewidywaniami ojciec żyje. Tłumacz się czemu zostawiłeś dzieci same na sześć lat!
W sumie to zabawne okoliczności do przedstawienia tacie swojemu nowemu chłopakowi.
Panie i panowie, mamy zaskoczenie! Okazuje się, że Jen żyje! Przyznam, że brawo dla The Rain, bo tego się zupełnie się spodziewałam. W końcu!
Najgłupsze dialogi, cześć 5:
-Myślałam, że nie żyjesz!
-Brałem prysznic.
W tym miejscu, w którym są bohaterowie wszystkim podawane są jakieś podejrzane tabletki. Znowu zalatuje sektą.
Okazuje się, że ojciec nie przyszedł po rodzeństwo, bo chciał chronić Rasmusa. Wirus jest w jego rdzeniu kręgowym, więc próby stworzenia szczepionki skonczyłyby się jego śmiercią. Cieszę się, że ojciec nie okazał się być dupkiem. Z drugiej strony trochę słabo, że robił jakieś eksperymenty na własnym synu, niezależnie od tego jakie były jego zamiary.
Pozwolę sobie nie zdradzać zakończenia, ale było debilne.

Podsumowując...
The Rain jest jednym z gorszych seriali Netflixa, jaki widziałam. Jest przewidywalny, momentami nudnawy, ma za proste, głupie postaci. Nie powiem jednak, że ostatnie sześć godzin były czasem straconym, bo z jakiegoś powodu dobrze się bawiłam. Co prawda końcówka już trochę mi się dłużyła, ale widzialam gorsze seriale.
A Wy widzieliście już The Rain? Może bardziej przypadł Wam do gustu, niż mi. Dajcie znać!